sobota, 22 grudnia 2018

Są takie dni...

Jak śpiewała Urszula Sipińska.

Są takie dni w tygodniu,
gdy nic mi się nie układa
i jak na złość wypada wszystko z rąk...

No to chyba takie właśnie nastały.
Za dwa dni Wigilia, a ja z gilem do pasa, obolałym gardłem, i stanem podgorączkowym.
Jak tradycja, to tradycja.
Sianko na stole, karp w galarecie, i choroba jasna...niech to dunder świśnie gospodyni ledwo co.
Ale z tradycją nie wygrasz.
I szczerze?
Poszłabym za słowami piosenki, zamknęła drzwi i schowała milczący telefon pod poduszkę.
Bo co tu dużo gadać, z nieba kapie deszcz ( jak to w grudniu i w piosence) i mnie chorej nie nastraja.
Nie nastraja, ale dziś jest dość ważny moment...
Dziś Pełnia.
Pełnie przynoszą przełomy, jeżeli mamy na nie gotowość.
Ja jestem w pełnej gotowości, (nawet z gilem) o 22:12 zapalę świece.
To ostatnia w tym roku pełnia, i jest to wspaniały moment na podsumowania i podziękowania
za to co na przyniósł rok 2018 oraz na pomyślenie, poczucie co chcielibyśmy zaprosić do swojego życia w nadchodzącym 2019.
Więc choćby ostatkiem sił podsumowanie zrobię. Za stare podziękuję, bo trzeba pamiętać o tym,
że to wdzięczność jest BRAMĄ do przyjmowania nowego,
i że czegokolwiek doświadczyliśmy w kończącym się roku, to wynieśliśmy z tego ważne lekcje, które jeśli je przeanalizujemy i uszanujemy, będą fundamentem do Nowego.
A o fundamentach, to ja coraz częściej myślę. Solidne muszą być!
No i tak oto, z gilem bo z bilem, ale podsumować będę miała co, oj będę.
Były plusy dodatnie, ale i ujemnych nie brakło.
Potem połknę zestaw pigułek i oddam się w ręce Morfeusza.
A jurto?...
Od rana serniki i te inne cuda na świąteczny stół przygotowywać powolutku będę. 

Może jutro zaśpiewam inną piosenkę...
kto wie ...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz