niedziela, 7 lipca 2019

Hej, Brzeziny jakie cudne, gdzie jest taki drugi...

kraj, a w nim... krajanka. Nie mylić z cukierkiem z PRL-u.
Paulina Płatkowskapisarka

Zaprosiła mnie do rozmowy.



Fakt, że w jednym mieście, w jednym bloku mieszkały dwie pisarki, wydaje się tak nieprawdopodobny, że bardziej pasuje do powieści science-fiction niż do prawdziwego życia. Dlatego kiedy się dowiedziałam o istnieniu „tej drugiej”, podeszłam do tego sceptycznie. „Niemożliwe” – pomyślałam. Wyobraźcie sobie zatem moje zdziwienie, kiedy się okazało, że to prawda. Tak, Ewa istnieje, pisze i ma się dobrze!

A potem nastąpiło uczucie, które wszyscy lubimy, choć nie bardzo często go doświadczamy: tak zwane „miłe rozczarowanie”. Otóż zaczęłam czytać powieść tej mojej krajanki, sąsiadki, koleżanki po fachu – i czas spędzony z jej książką był jak słoneczne popołudnie w ogrodzie. Dobre dialogi. Fajne bon moty. Życiowe mądrości. A co najlepsze – całe jej pisanie przesycone jest życzliwością do świata. Czuć było, że sprzyja swoim bohaterom, robi wszystko, co może, by dotarli do swoich prywatnych szczęść. Jasne, pisarz musi najpierw nieco pokomplikować im losy, by mieli co rozwikływać na kartach powieści – lecz od pierwszych stron czuć, że wszystko dobrze się skończy.
Jest tu jeszcze coś, co bardzo lubię w pewnego typu powieściach: opisowe tytuły rozdziałów. Trochę zdradzają, o czym będzie – ale tak, że chce się dalej czytać!

Wszystko to sprawiło, że nabrałam ochoty na bliższe poznanie Ewy Mai Maćkowiak. A to na odległość – bo już nie mieszkamy po sąsiedzku – najłatwiej zrobić, zadając pytania. Zapraszam i Was na krótki wywiad z tą ciekawą pisarką.

·         Jednym z najbardziej intrygujących pytań, które zawsze przychodzą mi na myśl w odniesieniu do pisarzy jest: „jak to się wszystko zaczęło?”. No bo tak: do pewnego momentu człowiek żyje, ma jakiś zawód, jakieś pasje, coś (z reguły) czyta – i nagle pewnego dnia sam zaczyna pisać! Powiedz, jak to było u Ciebie?


A było to tak…
Dawno, dawno temu, (albo jeszcze dawniej), poznałam i pokochałam magiczne znaczki, które otworzyły przede mną drzwi do cudownych światów. A były to oczywiście… literki. Dzięki nim mogłam wchodzić w świat bohaterów, przeżywać wraz z nimi przygody. Pamiętam emocje, jakie mi towarzyszyły, kiedy śledziłam ich losy na stronach książek. A te czytałam nałogowo. Słowem, czytanie towarzyszyło mi od dawna. Pisanie zresztą też.
Napiszę coś, co zapewne zabrzmi sztampowo, że zawsze lubiłam pisać i tak mi zostało. Do dzisiaj cały dom „okupują” notatniki, karteluszki, i to chyba jest nieuleczalne. Pierwsze moje rozpisywania, to listy, (to takie „maile”, tylko pisane odręcznie i wysyłane w kopertach ), uwielbiałam je pisać. Oczywiście były też pamiętniki, (szkoda, że nie został po nich ślad), młodzieńcze wiersze i nawet teksty piosenek, ale to stare dzieje.  
Kiedy zaczęło się „na poważnie”?
Chyba to wszystko, gdzieś we mnie „siedziało” i czekało na swój czas.
Pierwsze były wiersze, które trafiły do tomiku poetyckiego, ”Drogowskaz”. Później przyszły do mnie rymowanki dla dzieci. Na początku były krótkie, potem trochę dłuższe, aż powstała z tego niewielka książeczka, „Bajkowe kolorowanki”, które miały swoją premierę na oficjalnym otwarciu Centrum Promocji i Kultury w Brzezinach. Dzieci z sekcji teatralnej i muzycznej CPiK przedstawiły na ich podstawie przedstawienie pod tytułem: "O żółwiu, kurze i sowie teatr dziecięcy opowie". Później były opowiadania dla dzieci, aż w końcu przyszła do mnie proza. Pierwszej książce, jaką napisałam, a która jest niewydana i czeka sobie w szufladzie na lepsze czasy, nadałam roboczy tytuł „Na łączach”. Jest w formie rozmowy dwóch koleżanek przez komunikator Skype. Wydawało mi się to fajnym pomysłem, ale zgubiła mnie w pewnym sensie niecierpliwość. Książkę wysłałam do wydawców, a ponieważ napisałam ją tak na świeżo i w porywie entuzjazmu, nie była dopracowana i okazało się, że nie miałam odzewu. Trochę się przez to zniechęciłam, ale mimo to pisałam dalej. Popularna pisarka Magdalena Kordel na swoim blogu, zorganizowała „wyzwanie”,, ‘Napisz ze mną książkę’, w którym czytelniczki mogły napisać własne opowiadanie. Wzięłam w tym udział. Odbiór mojego opowiadania, był zaskakujący. Czytelnicy bloga Magdaleny pytali, co będzie dalej i czy rozbuduję wątki. Nie bardzo wiedziałam jak się pisze powieści, ale w którymś momencie doszłam do wniosku, czemu nie.  Rozwinęłam to opowiadanie i wysłałam do wydawnictw i tak zaistniała debiutancka powieść „Na koniec świata”.

·         Skąd czerpiesz pomysły? Raczej „z głowy” czy z obserwacji, podpatrywania, podsłuchiwania?

Pomysły przychodzą mi raczej „z głowy”, ale książka, o której wcześniej wspomniałam powstała dzięki pewnej zabawnej historyjce o pewnej „bździągwie”, którą usłyszałam od koleżanki, podczas jednego z naszych spacerów. Książka leży w szufladzie i może kiedyś ujrzy światło dzienne. Bardzo działają na mnie obrazy- zdjęcia, muzyka. Wtedy to historie tworzą się same. Oczywiście samo życie i jego obserwacja, też podsuwa wiele pomysłów.

·         Ile czasu zajmuje Ci napisanie książki? Jak sobie organizujesz czas, dzieląc go między pracę, prywatne życie i tworzenie?

Nie potrafię odpowiedzieć na pierwsze pytanie, (ale teraz, kiedy zabiorę się za książkę, „odmierzę” czas). Wspomniana wcześniej książka, powstała w mgnieniu oka. „Na koniec świata”, też. Ale na ten przykład, jej druga część „To nie koniec świata”, „powinna” być wcześniej, ale czasami się nie da. Są sprawy, których nie można przeskoczyć np. zdrowie, a raczej jego brak, więc pisałam ją długo.
 Jak sobie organizuję czas? A ja się właśnie zastanawiałam, jak Ty to robisz? Maluchy, dom i książki, na dodatek pisane na cztery ręce i dwie głowy. No chyba nie mam takiej wyobraźni, żeby to objąć… i podziwiam Cię za to.
A odpowiadając na pytanie, nie jest łatwe takie łączenie, ale nie ma wyjścia, trzeba sobie radzić. Najgorzej jest, kiedy siedzę sobie w innym świecie i czuję, że mogłabym pisać, bo przysłowiowa wena się u mnie rozgościła, a tu czas zakładać buty, biec do pracy i mieć nadzieję, że kiedy się wróci wena nadąsana, ale będzie na mnie czekała. Czasem czeka, a czasem chowa się w kąt. Gdzieś tam w środku, mam takie marzenie, aby pisanie książek było zawodem.

·         Co najbardziej lubisz w pisaniu?

Przenoszenie się w inny świat. Jestem wtedy „zawieszona” czy może oddelegowana do innej czasoprzestrzeni. Lubię stwarzać bohaterów, wymyślać ich losy. Lubię jak się buntują i mają na swoje życie zupełnie inne plany, niż ja. To jest niesamowite, powoływać ich do życia.


·         Jaka jest Twoja ulubiona książka? Jeśli trudno Ci się zdecydować, wymień kilka.

Trudno jest mi wybrać, ale jest jedna. Może to zdziwić, ale Poezje i Nowele - Marii Konopnickiej, a szczególnie wiersz „W piwnicznej izbie”. To, co przeżyłam wtedy, kiedy przeczytałam go pierwszy raz, zostało we mnie do dziś. Lubię serię powieści Katarzyny Enerlich, „Prowincja”.


Dziękuję za rozmowę – i za ulepszanie świata przez pisanie!

I ja dziękuję Tobie, Paulino.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz