Paulina Płatkowska, pisarka
Zaprosiła mnie do rozmowy.
Fakt, że w jednym mieście, w jednym bloku mieszkały dwie pisarki, wydaje się tak nieprawdopodobny, że bardziej pasuje do powieści science-fiction niż do prawdziwego życia. Dlatego kiedy się dowiedziałam o istnieniu „tej drugiej”, podeszłam do tego sceptycznie. „Niemożliwe” – pomyślałam. Wyobraźcie sobie zatem moje zdziwienie, kiedy się okazało, że to prawda. Tak, Ewa istnieje, pisze i ma się dobrze!
Zaprosiła mnie do rozmowy.
Fakt, że w jednym mieście, w jednym bloku mieszkały dwie pisarki, wydaje się tak nieprawdopodobny, że bardziej pasuje do powieści science-fiction niż do prawdziwego życia. Dlatego kiedy się dowiedziałam o istnieniu „tej drugiej”, podeszłam do tego sceptycznie. „Niemożliwe” – pomyślałam. Wyobraźcie sobie zatem moje zdziwienie, kiedy się okazało, że to prawda. Tak, Ewa istnieje, pisze i ma się dobrze!
A potem nastąpiło uczucie, które wszyscy lubimy, choć nie
bardzo często go doświadczamy: tak zwane „miłe rozczarowanie”. Otóż zaczęłam
czytać powieść tej mojej krajanki, sąsiadki, koleżanki po fachu – i czas
spędzony z jej książką był jak słoneczne popołudnie w ogrodzie. Dobre dialogi.
Fajne bon moty. Życiowe mądrości. A co najlepsze – całe jej pisanie przesycone jest
życzliwością do świata. Czuć było, że sprzyja swoim bohaterom, robi wszystko,
co może, by dotarli do swoich prywatnych szczęść. Jasne, pisarz musi najpierw
nieco pokomplikować im losy, by mieli co rozwikływać na kartach powieści – lecz
od pierwszych stron czuć, że wszystko dobrze się skończy.
Jest tu jeszcze coś, co bardzo lubię w pewnego typu
powieściach: opisowe tytuły rozdziałów. Trochę zdradzają, o czym będzie – ale
tak, że chce się dalej czytać!
Wszystko to sprawiło, że nabrałam ochoty na bliższe poznanie
Ewy Mai Maćkowiak. A to na odległość – bo już nie mieszkamy po sąsiedzku –
najłatwiej zrobić, zadając pytania. Zapraszam i Was na krótki wywiad z tą
ciekawą pisarką.
·
Jednym z najbardziej intrygujących pytań, które
zawsze przychodzą mi na myśl w odniesieniu do pisarzy jest: „jak to się
wszystko zaczęło?”. No bo tak: do pewnego momentu człowiek żyje, ma
jakiś zawód, jakieś pasje, coś (z reguły) czyta – i nagle pewnego dnia sam
zaczyna pisać! Powiedz, jak to było u Ciebie?
A
było to tak…
Dawno,
dawno temu, (albo jeszcze dawniej), poznałam i pokochałam magiczne znaczki,
które otworzyły przede mną drzwi do cudownych światów. A były to oczywiście…
literki. Dzięki nim mogłam wchodzić w świat bohaterów, przeżywać wraz z nimi
przygody. Pamiętam emocje, jakie mi towarzyszyły, kiedy śledziłam ich losy na
stronach książek. A te czytałam nałogowo. Słowem, czytanie towarzyszyło mi od
dawna. Pisanie zresztą też.
Napiszę
coś, co zapewne zabrzmi sztampowo, że zawsze lubiłam pisać i tak mi zostało. Do
dzisiaj cały dom „okupują” notatniki, karteluszki, i to chyba jest
nieuleczalne. Pierwsze moje rozpisywania, to listy,
(to takie „maile”, tylko pisane odręcznie i wysyłane w kopertach ), uwielbiałam je
pisać. Oczywiście były też pamiętniki, (szkoda, że nie został po nich ślad), młodzieńcze
wiersze i nawet teksty piosenek, ale to stare dzieje.
Kiedy
zaczęło się „na poważnie”?
Chyba
to wszystko, gdzieś we mnie „siedziało” i czekało na swój czas.
Pierwsze
były wiersze, które trafiły do tomiku poetyckiego, ”Drogowskaz”. Później
przyszły do mnie rymowanki dla dzieci. Na początku były krótkie, potem trochę
dłuższe, aż powstała z tego niewielka książeczka, „Bajkowe kolorowanki”, które miały
swoją premierę na oficjalnym otwarciu Centrum Promocji i Kultury w Brzezinach. Dzieci
z sekcji teatralnej i muzycznej CPiK przedstawiły na ich podstawie
przedstawienie pod tytułem: "O żółwiu, kurze i sowie teatr dziecięcy
opowie". Później
były opowiadania dla dzieci, aż w końcu przyszła do mnie proza. Pierwszej
książce, jaką napisałam, a która jest niewydana i czeka sobie w szufladzie na
lepsze czasy, nadałam roboczy tytuł „Na łączach”. Jest w formie rozmowy dwóch
koleżanek przez komunikator Skype. Wydawało mi się to fajnym pomysłem, ale
zgubiła mnie w pewnym sensie niecierpliwość. Książkę wysłałam do wydawców, a
ponieważ napisałam ją tak na świeżo i w porywie entuzjazmu, nie była
dopracowana i okazało się, że nie miałam odzewu. Trochę się przez to
zniechęciłam, ale mimo to pisałam dalej. Popularna pisarka Magdalena Kordel na
swoim blogu, zorganizowała „wyzwanie”,, ‘Napisz ze mną książkę’, w którym
czytelniczki mogły napisać własne opowiadanie. Wzięłam w tym udział. Odbiór mojego
opowiadania, był zaskakujący. Czytelnicy bloga Magdaleny pytali, co będzie
dalej i czy rozbuduję wątki. Nie bardzo wiedziałam jak się pisze powieści, ale
w którymś momencie doszłam do wniosku, czemu nie. Rozwinęłam to opowiadanie i wysłałam do
wydawnictw i tak zaistniała debiutancka powieść „Na koniec świata”.
·
Skąd czerpiesz pomysły? Raczej „z głowy” czy z
obserwacji, podpatrywania, podsłuchiwania?
Pomysły przychodzą mi raczej „z
głowy”, ale książka, o której wcześniej wspomniałam powstała dzięki pewnej
zabawnej historyjce o pewnej „bździągwie”, którą usłyszałam od koleżanki,
podczas jednego z naszych spacerów. Książka leży w szufladzie i może kiedyś
ujrzy światło dzienne. Bardzo działają na mnie obrazy- zdjęcia, muzyka. Wtedy
to historie tworzą się same. Oczywiście samo życie i jego obserwacja, też podsuwa
wiele pomysłów.
·
Ile czasu zajmuje Ci napisanie książki? Jak
sobie organizujesz czas, dzieląc go między pracę, prywatne życie i tworzenie?
Nie potrafię odpowiedzieć na
pierwsze pytanie, (ale teraz, kiedy zabiorę się za książkę, „odmierzę” czas). Wspomniana
wcześniej książka, powstała w mgnieniu oka. „Na koniec świata”, też. Ale na ten
przykład, jej druga część „To nie koniec świata”, „powinna” być wcześniej, ale
czasami się nie da. Są sprawy, których nie można przeskoczyć np. zdrowie, a raczej
jego brak, więc pisałam ją długo.
Jak sobie organizuję czas? A ja się właśnie
zastanawiałam, jak Ty to robisz? Maluchy, dom i książki, na dodatek pisane na
cztery ręce i dwie głowy. No chyba nie mam takiej wyobraźni, żeby to objąć… i
podziwiam Cię za to.
A odpowiadając na pytanie, nie
jest łatwe takie łączenie, ale nie ma wyjścia, trzeba sobie radzić. Najgorzej
jest, kiedy siedzę sobie w innym świecie i czuję, że mogłabym pisać, bo
przysłowiowa wena się u mnie rozgościła, a tu czas zakładać buty, biec do pracy
i mieć nadzieję, że kiedy się wróci wena nadąsana, ale będzie na mnie czekała. Czasem
czeka, a czasem chowa się w kąt. Gdzieś tam w środku, mam takie marzenie, aby
pisanie książek było zawodem.
·
Co najbardziej lubisz w pisaniu?
Przenoszenie się w inny świat.
Jestem wtedy „zawieszona” czy może oddelegowana do innej czasoprzestrzeni. Lubię
stwarzać bohaterów, wymyślać ich losy. Lubię jak się buntują i mają na swoje
życie zupełnie inne plany, niż ja. To jest niesamowite, powoływać ich do życia.
·
Jaka jest Twoja ulubiona książka? Jeśli trudno
Ci się zdecydować, wymień kilka.
Trudno jest mi wybrać, ale jest
jedna. Może to zdziwić, ale Poezje i Nowele - Marii Konopnickiej, a szczególnie
wiersz „W piwnicznej izbie”. To, co przeżyłam wtedy, kiedy przeczytałam go
pierwszy raz, zostało we mnie do dziś. Lubię serię powieści Katarzyny Enerlich,
„Prowincja”.
Dziękuję za rozmowę – i za ulepszanie świata przez pisanie!
I ja dziękuję Tobie,
Paulino.