"...Kiedy budzę się po prostu dziarski chwat
a za oknem znów po prostu smutny świat
zazwyczaj wtedy w myślach się wybieram
na piękną wyspę, istną dzicz
dech zapiera, taka piękna jest, po prostu
rzekłbyś kicz"...
Bananowy jest po prostu żywot mój... a raczej naleśnik. Bananem vel placuszkiem bananowym rozpoczęłam dzień drugi przygody z doszczuplaniem. Łatwo nie jest. (Dasz radę!)
Pisanie nie poszło, ale za to przeczytałam połowę książki Ani Stryjewskiej "Zośka". Wróciłam do czasów dzieciństwa. A to był całkiem dobry powrót...
Wizyty na wsi u babci Andzi, ach!
Ja nie wiem jak jest teraz na wsiach, choć zapewne czasy klepisk, lamp naftowych w domostwach już dawno minęły... ale Ania pięknie opisuje ten odległy czas. Tak sobie myślę, że integracja była na "wyższym" poziomie. Ale czy chciałabym wrócić do tych czasów? Raczej nie. I myślę sobie, że bohaterowie wybraliby nowoczesność (chyba, bo może się mylę). Tak mnie ta książka nastroiła do przemyśleń, że chyba my ludzie oddaliliśmy się od siebie...