środa, 15 sierpnia 2018

Wszystko jest po coś?

Podobno...
Podobno, bo zastanawiam się od jakiegoś czasu, po co mi kamyk zielony na nereczce.
Uwięził mnie, dziad jeden.
Siedzę więc sobie we wciśniętym w róg pokoju stołowego, ówcześnie zwanym salonem,
w ukochanym fotelu z Ikeły.
Chwalmy Pana, za to, że siedzieć mogę, bo do tej pory, to ino leżenie.
A leżenie owszem jest fajne, ale w takim na ten przykład salonie SPA, na stole do masażu.
A moje na łożu było, ale łoże tak jakby madejowe, bo po tylu tygodniach, to i puch może uwierać.
Takie polegiwanie, to może i rozrywka, ale dla madejowych pasjonatów, do których z całą pewnością nie należę.

Po tym "leżeniu" z wielką ochotą udałabym się na URLOP.
Złapać ciutkę oddechu, rozprostować kości.

Marzy mi się:
Kraków.
Zamoczyć stopy w Bałtyku.
Może jakiś fajny film w kinie, albo spektakl w teatrze.
Kawa w kawiarni... w dobrym towarzystwie, oczywiście.



 A Wy... jakie macie marzenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz